+

Statystyka

Popularne

Od Allijay cd. Kevina

 Nienawidzę środków komunikacji publicznej. Autobusy wypełnione ludźmi, którzy budzą we mnie wstręt. Stoję przy samych drzwiach. Jakaś kobitka opiera się o szybę i ślini się przez sen, z tyłu siedzi półprzytomny żul, który zdążył rozlać swoje procenty już trzy razy, przy otwartym oknie stoi ignorant palący fajkę, nie bierze pod uwagę, że nie każdy chce umrzeć na raka płuc. Ludzie na zmianę to wchodzą, to wychodzą. Nie ma w nich nic niezwykłego, zwykli szarzy obywatele. Czasem ktoś przykuje moją uwagę, ale takich jest na prawdę mało. Wszyscy tłoczą się jak sardynki, moja przestrzeń osobista jest nienaruszona dzięki psu. Nie wiedziałam, że duży pies na smyczy aż tak odstrasza ludzi, a tu proszę! Powinnam sprawić sobie takiego znacznie wcześniej. Mój przystanek.
Dzisiejszy dzień był dniem wolnym od wszystkiego, pracy, ludzi, stresu, problemów, tłustego jedzenia, książek, elektroniki. Tylko ja, pies i park. Z wielką radością wyskoczyłam z autobusu. Odetchnęłam. Powietrze pełne spalin jest zdecydowanie lepsze niż te z nutką potu smutnych ludzi.
Wielki prostokąt zielni w środku betonowej dżungli. Miła odmiana od przemysłowej dzielnicy, w której mieszkam na co dzień.
O tej godzinie nie ma wielu ludzi. Wszyscy pracują bądź są zbyt leniwi żeby ruszyć swoje cztery litery sprzed telewizora. Upatrzyłam sobie odosobnioną ławkę tak żeby nikomu nie przeszkadzało biegające 25 kilo futra, chociaż bardziej chodziło o to żeby nikt nie przeszkadzał mnie. Potrzebowałam spokoju. To nie wielka prośba prawda? Na wszelki wypadek rozłożyłam swoje tobołki na całej szerokości, gdyby ktoś jednak próbował się dosiąść. Wyjęłam z plecaka piłkę Dantego. Ten kundel oddałby za nią życie.
Bardzo miło spędzałam czas, chłonąc promienie słońca, ciesząc się widokiem brykającego psa i zupełnie ignorując zgiełk miasta. Cieszyłam się tak niecałe półgodziny bo jakiś facet mi przeszkodził.
-Przepraszam, zajęte? - Rzucił wskazując na syf jaki rozłożyłam na całej ławce. Powiedział to tak pretensjonalnym tonem, jakby nie mógł wybrać innej spośród pierdyliarda ławek w całym parku.
Obok niego stał pies. Wydawał się bardziej kontaktowy niż jego właściciel. Rude, mniejsze niż mój wilczak ale zdecydowanie bardziej puchate. Dante od razu musiał skontrolować nowego psa i sprawdzić czy przypadkiem nie zdradzam go z innym czworonogiem.
-To twój? - spytał chłopak siadając obok
-Skąd. Po prostu przyjechał za mną z drugiego końca miasta i ze mną mieszka. Tak się złożyło.
Spojrzał na mnie. Załapał aluzję. Nie odzywał się więcej. Mimo napięcia i atmosfery, którą można było ciąć nożem siedzieliśmy obok siebie. Czasem ja zerkałam na niego, czasem on na mnie.
Nie wiem ile taka cisza by trwała gdyby nie przerwał jej skowyt mojego psa. Poderwałam się na równe nogi. Zawołany Dante przybiegł w moją stronę. Utykał na jedną łapę.
-Cholera - mruknęłam - Kretyn.
Pies złamał sobie pazur. Trzeci raz. Przez tego psa będę jadła suche bułki przez kolejne dwa miesiące.
-Wszystko w porządku? - zapytał facet
-Tak, tak - zaczęłam pośpiesznie ładować moje rzeczy do plecaka. Podniosłam na niego wzrok - Wiesz może gdzie tu jest najbliższy weterynarz? To nie moja okolica.


Kevin ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.